Dawno, dawno temu było sobie niebieskie królestwo. A w tym niebieskim królestwie był niebieski zamek. A w tym niebieskim zamku była niebieska komnata. A w tej niebieskiej komnacie była niebieska toaletka, przed którą siedziała różowa królewna i patrząc w lustro mówiła:
- Kurcze, nie pasuję do tej bajki!
Zawsze, ale to zawsze, gdy do rąk biorę Dahlię, przypomina mi się ta "bajka".
Taka z niej różowa królewna, lecz bardzo sympatyczna i ładna, która na dodatek ma cudne, fiołkowe oczęta.
Rzadko gości na blogu i postanowiłam to naprawić!
Ostatnio miałam bardzo pracowity, wolny dzień. Otóż wykąpałam wszystkie lalki stojące na półkach i jestem z tego bardzo dumna! Nosiłam się z takim zamiarem już dość dawno ze względu na osiadający kurz, jako że moje panny i chłopaki nie mają swojej witrynki, tylko biorą czynny udział w naszym życiu :)))
Nie pytajcie ile to trwało! Kąpanie, mycie głów, czesanie, suszenie! Prawie pół dnia przy nich siedziałam!
Ale się opłaciło, bo panny "odpłaciły" się (fajnie to zabrzmiało!) efektownym wyglądem i wspaniałym zapachem :-)
Przy ustawianiu ich na półce wpadł mi do głowy pewien pomysł. Różową Dahlię ubrałam w lekko różowy (ale nie żarówiasty!) strój, który jakiś czas temu pokazywała
Raquelle. Wtedy w komentarzach pojawiło się określenie "lukrowana" suknia i tak mi się to spodobało, że inaczej już jej nie nazwę :)))
Jak ktoś nie cierpi różowego, może darować sobie ten post ;-)
Oto panna Dahlia cała na różowo :-)